
Valtteri Bottas – co się z nim dzieje?!
Fiński kierowca Mercedesa miał być odpowiednim zastępcą dla Nico Rosberga. Niemiec odchodził z Formuły 1 jako Mistrz Świata z opinią rzemieślnika, którego tytaniczna praca wsparta szczęściem pozwoliła mu pokonać Lewisa Hamiltona w walce o tytuł. Bottas przechodzący z Williamsa nie miał więc łatwego zadania, ale wielu wierzyło w jego talent. W końcu wypadał dobrze na tle Felipe Massy, który może i nie był nigdy uznawany za geniusza, ale także nie można mu odmówić umiejętności, zwłaszcza w czasach jazdy w Ferrari. Tymczasem Valtteri obecnie nie jest nawet blisko tego, co miał prezentować. Wiele pecha na początku sezonu przyczyniło się do sporej straty punktowej w klasyfikacji kierowców Fina i w tej chwili jest on już tylko (albo AŻ, ale o tym później) wsparciem dla Lewisa Hamiltona w rywalizacji z Sebastianem Vettelem o piąty tytuł mistrzowski. Dziś zastanowimy się – gdzie podział się błysk Valtteriego Bottasa?!
Oczywiście znajdzie się wiele osób, które kwestionują talent tego kierowcy. Należy jednak przypomnieć, że Fin w 111 startach w F1 28 razy stał na podium, w tym zanotował 3 zwycięstwa (stan przed GP Singapuru 2018). Do tego w Królowej Sportów Motorowych po prostu nie jeżdżą już wyjątkowo słabi kierowcy, a na pewno nie jest to taka dysproporcja między najlepszymi i najgorszymi, jak bywało w przeszłości. Valtteri z całą pewnością zasługuje więc na miejsce w Formule 1, ale nie ulega wątpliwości, że gdzieś się zagubił.

Zawirowania kontraktowe
Valtteri Bottas przyszedł do Mercedesa w 2017 roku, na miejsce ustępującego sensacyjnie Nico Rosberga. Mercedes był w zasadzie zmuszony zatrudnić Fina, ale nie było wokół tego transferu głosów mówiących o wyjątkowo złej decyzji. Dlaczego? Bo po prostu reputacja Bottasa była bardzo dobra! 4 sezony spędzone w Williamsie przyniosły mu doświadczenie i możliwość pokazania swojego tempa. Toto Wolff uwierzył w to, że Valtteri Bottas to odpowiedni człowiek do jego zespołu, nie tylko pod kątem wsparcia dla Lewisa Hamiltona. Wiele osób zdaje się o tym zapominać.
Niestety, kontrakt Fina obowiązywał jedynie przez rok. W sezonie 2018 także jeździ on z umową jednoroczną. Mało tego! W sezonie 2019 Bottas będzie reprezentował Mercedesa TAKŻE z rocznym zobowiązaniem, z możliwością przedłużenia na 2020. I to mimo faktu, że Valtteri wielokrotnie podkreślał (także w mediach), że chciałby podpisać tym razem dłuższy kontrakt. Jak można trzymać stabilną formę pod ciągłą presją? Owszem, to są topowi sportowcy zarabiający duże pieniądze za swoją jazdę, ale przede wszystkim wciąż są to ludzie. Ostatnio w świecie Formuły 1 jest tak ciasno, że utrata miejsca w zespole może wiązać się z całkowitym wypadnięciem z obiegu! Owszem, w swoich czasach w Williamsie Valtteri także miał przedłużany kontrakt z roku na rok. Mogę chyba jednak śmiało powiedzieć, że presja oraz ambicje w Mercedesie są znacznie większe niż w zespole Williams, nawet wtedy, kiedy aktualni maruderzy regularnie bili się w górnej połowie stawki.
W pierwszej fazie tego sezonu Valtteri walczył o swój upragniony, co najmniej dwuletni kontrakt. W tamtym czasie jego jazda wyglądała lepiej niż Lewisa Hamiltona i kto wie, czy nie byłby przed swoim partnerem z ekipy w klasyfikacji generalnej, gdyby nie ogromny pech (m.in. kapeć w Azerbejdżanie czy awaria w Austrii). Później nastąpiło podpisanie wspomnianej wcześniej umowy na 2019 z opcją przedłużenia. Czyli Valtteri teoretycznie osiągnął swój cel, ale nie do końca. Miał prawo czuć się oszukany przez Toto Wolffa i Mercedesa. Do tego ogromny wysiłek wkładany przez niego we wcześniejsze starty mógł się w końcu odbić negatywnie na jego kondycji fizycznej i mentalnej.
Valtteri Bottas jako „skrzydłowy”
Najciekawsze jednak jest to, że Bottas ostatnio czuje się idealnie jako drugi kierowca. Nie narzeka na posunięcia zespołu, nie ma również (oficjalnie) żalu za psucie jego strategii, aby pomóc Lewisowi. Brakuje tutaj lekkiego zaparcia i chęci pokazania, że powinno być inaczej. Mercedes jest zadowolony z takiego obrotu spraw, Lewis Hamilton jeszcze bardziej, a Bottas oficjalnie również.
Fin przychodząc do Mercedesa miał czystą kartę i teoretycznie mógł liczyć na równe traktowanie z Hamiltonem. Taki stan rzeczy nie trwał jednak długo i Brytyjczyk szybko wypracował sobie przewagę nad Bottasem na praktycznie każdym polu. Nie oszukujmy się, niemiecki zespół był już przywiązany do swojego kierowcy, który zdobył dla nich tytuły mistrzowskie. Być może założenie było takie, aby faktycznie dać obu zawodnikom równe szanse i traktowanie, ale podświadomie cały czas większe nadzieje pokładane były w Hamiltonie. Takie nastawienie zaczęło powoli wychodzić na światło dzienne. Kierowcą numer 1 w Mercedesie był, jest i będzie Lewis Hamilton. Nie trzeba chyba mówić, jak bardzo pod górkę w pokazywaniu swoich umiejętności mają „kierowcy numer 2”.
Toto Wolff chyba przelał czarę goryczy, nazywając Vallteriego „wingmanem” po Grand Prix Węgier. Bottas poczuł się dotknięty, że takie określenie padło z ust jego szefa. Później Wolff oczywiście próbował sprostować swój komentarz, ale nie da się ukryć, że mleko już się rozlało. Do tego ciężko oprzeć się wrażeniu, że Toto miał rację i zwyczajnie powiedział na głos to, co media w swojej nagonce na Bottasa stwierdziły już dawno. Tylko, że medialna nagonka to jedno, a wypowiedź szefa zespołu to drugie. Słowa Wolffa są dowodem na to, że Mercedes tak postrzega Fina. Jako „skrzydłowego” dla Lewisa Hamiltona.

Podsumowując…
Valtteri Bottas jest znany ze swojego silnego charakteru, typowego dla fińskich zawodników. Ale chyba nawet on nie jest w stanie udźwignąć sytuacji. Bądźmy szczerzy, prawie nikt nie wierzy w to, że zostanie on kiedykolwiek Mistrzem Świata. Jest w tym też wina samego zainteresowanego, który zgodził się w pewien sposób na rolę kierowcy nr 2. Z drugiej strony… nie każdy ma w sobie tyle odwagi, co Daniel Ricciardo, aby ryzykować odejście do gorszego zespołu i liczyć na poprawę osiągów w przyszłości. Valtteri Bottas padł ofiarą bezlitośnie działającej maszyny pod nazwą „Mercedes” i na horyzoncie nie widać dla niego szans na wyrwanie się z marazmu.
Jeden komentarz