Jannah Theme License is not validated, Go to the theme options page to validate the license, You need a single license for each domain name.
AKTUALNOŚCIF1WEC

WEC realnym zagrożeniem dla Formuły 1?

WEC realnym zagrożeniem dla Formuły 1?

World Endurance Championship z roku na rok zyskuje coraz większe zainteresowanie wśród kibiców sportów motorowych na całym świecie, stąd podobny trend można zauważyć także w Polsce. Pomimo rzeszy kibiców F1, włodarze „Królowej Sportów Motorowych” muszą bacznie obserwować rozwój najbardziej prestiżowych mistrzostw wyścigów długodystansowych. Co sprawia, że WEC może w przyszłości zagrozić F1?

Bogatość wyboru

Obecnie stawka World Endurance Championship podzielona jest na trzy klasy: Hypercar, LMP2 oraz LMGTE AM. Prowadzone są zatem cztery klasyfikacje: główna dla wszystkich startujących załóg oraz trzy oddzielne dla każdej z klas.

Wybrane dla Ciebie

LMGTE AM to nic innego, jak samochody GT3 z szerszym nadwoziem, generującym większy docisk. W obecnej stawce zespoły korzystają z samochodów: Porsche 911, Ferrari 488, Chevrolet Corvette i Aston Martin Vantage.

LMP2 to prototypy, będące mniejszymi i słabszymi odpowiednikami nieistniejącej już klasy LMP1. Posiadają jedynie silnik spalinowy, nie mają więc wsparcia jednostki hybrydowej. W sezonie 2023 wszystkie zespoły LMP2 korzystają z konstrukcji Oreca 07 Gibson.

Na piedestale znajduje się klasa Hypercar, której debiut przypadł na 2021 rok. Zastąpiła ona wspomniane wyżej samochody LMP1, a najlepiej ze zmianami regulaminowymi poradziła sobie Toyota Gazoo Racing. Z początku w klasie jeździło ledwie sześć pojazdów należących do trzech różnych producentów: oprócz Japończyków, swoje maszyny przygotowały także Scuderia Glickenhaus oraz Alpine.

Różnorodność

Jednym z największych plusów klasy Hypercar jest ich różnorodność. Dla przykładu: w 2022 roku, po jedenastu latach przerwy, do sportu powrócił Peugeot z modelem 9X8, który jako jedyny wykorzystał przy projektowaniu efekt przypowierzchniowy (da się to zauważyć gołym okiem, gdyż konstrukcja nie posiada tylnego skrzydła).

Dodatkowo w tym roku stawka WEC jest najszersza w swojej historii. Pomimo odejścia z najwyższej klasy zespołu Alpine, do gry weszły: Porsche Penske, Cadillac, Vanwall a także Ferrari, naznaczające swój powrót po 50 latach, zdobywając Pole Position oraz drugą lokatę w 1000-milowym wyścigu na torze Sebring.

W lipcu, podczas wyścigu 6h of Monza na starcie ma pojawić się kolejny zespół, o nazwie Isotta Fraschini Milano. Za rok do mistrzostw dołączą również jeszcze BMW i Lamborghini, które przy tym projekcie współpracuje ze znaną z historii Formuły 1 marką Ligier. To daje nam w najlepszym przypadku łącznie dziewięciu producentów rywalizujących w najwyższej klasie.

Ta różnorodność może się kibicom bardzo podobać. W Formule 1 każdy zespół musi spełnić szereg regulacji technicznych, których interpretacja różni się głównie detalami aerodynamicznymi. Mrużąc oko, każdy może stwierdzić, że poza innymi barwami, bolidy wyglądają tak samo.

W samej klasie Hypercar, mimo że producenci również muszą podporządkować się zasadom konstrukcyjnym, mogą oni w większym stopniu eksperymentować z nadwoziem. Dzięki temu każdy pojazd wygląda zupełnie inaczej, w pełni oddając myśl technologiczną konstruktorów.

Kierowcy z „różnych światów”

Formuła 1 często szczyci się posiadaniem dwudziestu „najszybszych kierowców na świecie”. Nie zawsze jednak pokrywa się to z prawdą. Zdarzały się przypadki, w których niektórzy „wybrańcy” nie radzili sobie nawet w niższych seriach. Te przypadki to popularne i przykre zjawisko paydriverów. W tak elitarnym sporcie bardzo trudno ukryć fakt wykupienia sobie fotela, natomiast w WEC na każdy samochód przypada po trzech kierowców, co powoduje, że nazwisk na liście startowej jest ponad setka.

Idąc dalej, ekscytującym jest zobaczyć, jak kierowcy z różnych serii wyścigowych dogadują się w jednym teamie. W stawce WEC bowiem jeżdżą byli kierowcy F1 (Robert Kubica, Antonio Giovinazzi, Daniił Kvyat, Jacques Villeneuve, Kamui Kobayashi, Brendon Hartley, etc), Formuły E (Andre Lotterer, Sebastien Buemi, Alex Lynn, Loic Duval), DTM (Ferdinand Habsburg), WTCC, Super Formuły, Porsche Supercup… można by tak dalej wymieniać pewnie jeszcze przez dłuższą chwilę. World Endurance Championship odznacza się w środowisku nie tylko splendorem, ale i większą dostępnością.

Nie zmienia to jednak faktu, że tak samo jak Formuła 1, WEC posiada swoją „perłę w koronie” – 24-godzinny wyścig Le Mans. Zarówno to wydarzenie, jak i Grand Prix Monako, wchodzą w skład nieoficjalnej „potrójnej korony”. Do tej pory jako jedyny kierowca w historii motorsportu zdobył ją Phil Hill (trzecim elementem jest zwycięstwo w Indy 500). Obecnie najbliżej tego osiągnięcia jest Fernando Alonso, któremu awarie silnika uniemożliwiły znajdujące się jako ostatnie na liście, zwycięstwo na amerykańskim owalu.

F1 i WEC, czyli siła kontra wytrzymałość

Chciałbym wyjaśnić jedną rzecz. Naturalnie istnieje istotna różnica między bolidami F1, a choćby samochodami Hypercar, czy LMP2.

W przypadku bolidu F1 najważniejszą kwestią jest wytrzymałość mięśniowa. Pomimo znacznie krótszego dystansu Grand Prix, od tego w wyścigach długodystansowych, zawody w Formule 1 są intensywniejsze. Kierowcy F1 doświadczają znacznie większych przeciążeń podczas pokonywania zakrętów, a docisk rzędu kilku ton jest również znacznie wrażliwszy na wszelkie podmuchy wiatru.

W wyścigach długodystansowych najważniejsza jest wytrzymałość umysłu. Prowadzenie samochodu dowolnej klasy w WEC jest mniej wyczerpujące fizycznie od pokonania tego samego dystansu w bolidzie. Jednak kierowcy zmieniają się w jednym samochodzie co parę godzin nie bez powodu. Nawet najwięksi mistrzowie F1 psychicznie oraz fizycznie nie byliby w stanie przejechać w pojedynkę sześciu, ośmiu, dwunastu, a co dopiero dwudziestu czterech godzin.

Uważam zatem, że obie dyscypliny są wymagające na swój sposób i jedna nie umniejsza drugiej. Wyścigi długodystansowe to jednak zupełnie inna para kaloszy od F1.

Kobiety godnymi rywalkami w „długodystansówkach”

W tej parze, to w WEC znacznie lepiej radzą sobie kobiety. Na sezon 2023 w całej stawce znajdują się cztery zawodniczki. Pierwszą z nich jest Doriane Pin, która jeździ w ekipie Prema Racing #63 w klasie LMP2, wraz z Mirko Bortolottim oraz Daniiłem Kvyatem. Francuzka w swoich ostatnich występach nie ustępuje swoim zespołowym towarzyszom i w znaczącym stopniu przyczyniła się do zdobycia podium w swojej klasie, w inauguracyjnym sezon 1000 Miles Sebring.

W klasie LMGTE AM rywalizuje także w pełni kobiecy zespół Iron Dames, który wywodzi się pierwotnie od ekipy Iron Lynx. Załoga w składzie Sarah Bovy, Rahel Frey i Michelle Gatting, zdobyła już cztery podia (stan po 6h of Portimao) w ciągu niespełna dwóch sezonów. W ciągu całej historii wyścigów wytrzymałościowych aż dziesięć kobiet zdołało wygrać 24h Le Mans w swojej klasie i panie z Iron Dames są na dobrej drodze, by powtórzyć ten wyczyn po około czterdziestu latach.

Z drugiej strony, od pewnego czasu prowadzona jest debata, że także Formuła 1 powinna otworzyć się na więcej kobiecych kandydatur. W istocie Stefano Domenicali przedstawił niedawno swój projekt F1 Academy, czyli serię przygotowaną w pełni dla przedstawicielek płci pięknej, która jest podpięta w piramidzie jako zaplecze Formuły 3, jednak wciąż kobiety są tu dopiero na początku swojej drogi, podczas gdy w WEC już teraz mogą bez większych problemów rywalizować z mężczyznami.

Brak kalendarzowych dziwactw i sędziowskich kontrowersji

Sebring, Portimao, Monza, Sakhir, Le Mans, Spa, Fuji – na tych obiektach aktualnie ściga się WEC. Przez konieczność przeznaczenia dużej przestrzeni na dublowanie międzyklasowe, tory w kalendarzu przede wszystkim muszą być szerokie. Żadne miejskie wynalazki nie wchodzą więc tu w grę. Kibice Formuły 1 coraz częściej narzekają na pomijanie w kalendarzu klasycznych torów na rzecz zupełnie nowych, które zostały stworzone głównie jako maszynki do zarabiania pieniędzy.

W WEC – głównie dzięki znacznie niższym kosztom płynących z praw telewizyjnych – utrzymanie tradycyjnych torów jest możliwe, co naturalnie cieszy oko. Tory nowoczesne są wybierane ostrożnie i w zgodzie z wymogami serii. Wiele mówi się także o zainteresowaniu ze strony samych torów, które mają problem z utrzymaniem się w nowych kalendarzach F1 (m.in. Interlagos).

Od około dwóch sezonów niemal co wyścig pojawiają się również dyskusje na temat pracy sędziów w F1. W ciągu ostatnich lat można zauważyć regres poziomu zarządzania wyścigiem. Bezsensowne czerwone flagi lub wyjazdy samochodu bezpieczeństwa, kary dla kierowców, których w ogóle nie powinno być… zdecydowanie nie wpływa to dobrze na odbiór Formuły 1 jako całości.

Oglądając wyścigi World Endurance Championship osobiście nie byłem w stanie dostrzec wielu decyzji, które zaważyłaby w sposób kontrowersyjny na wyniki jakiegokolwiek wyścigu, a co dopiero całego sezonu.

Społeczność fanów w social mediach

Niektórzy z czytających ten felieton mogą sobie nie zdawać sprawy z tego, jak mocno obecna społeczność kibiców F1 jest przeżarta jadem i bezpodstawnym hejtem.

Najlepiej da się to zjawisko zaobserwować na Twitterze, gdzie głównym źródłem toksyczności są radykalni fani czołowych ekip, których przygoda z F1 często rozpoczęła się od Netflixowego serialu Drive to Survive. Dramatyczna, często przerysowana narracja tytułu sprawiła, że nowi obserwujący postrzegają ten sport i jego członków trochę jakby przez zakrzywione zwierciadło. Generuje to niestety często dezinformację, niezrozumienie, a w efekcie także i hejt.

Cała obecna otoczka Formuły 1 mogła sprawić, że bardziej obeznani ze sportem kibice mają już dość mieszania się w niepotrzebne wojny słowne z nowymi. Ze względu na naturę serii WEC może stać się swoistym sportem dla koneserów, a dżentelmeńska atmosfera w padoku może zdecydowanie podobać się kibicom szukających zmiany.

Konkluzja

World Endurance Championship w ostatnich latach rozpoczęła marsz po coraz większe zainteresowanie wśród motorsportowych kibiców. Formuła 1 na ten moment wciąż ma największy fanbase ze wszystkich serii wyścigowych, lecz jej postępujące „zepsucie” sprawia, że coraz więcej osób jest zainteresowane jej alternatywami. Poza MotoGP i WRC to właśnie WEC może zapewnić warunki, których zaczyna brakować kibicom F1. Czy WEC jest w stanie powalczyć w najbliższych latach z F1 jak równy z równym? Raczej nie, ale z pewnością, jeśli utrzymają aktualną tendencję wzrostową, to będą w stanie zabrać „kawałek ciasta” aktualnie należącego do Liberty Media.



Wybrane dla Ciebie

Zobacz także
Close